[SnB]:: Spotkanie w Ustroniu, SSM Dobka, 2007.08.25/26
fot. Jarek Blaminsky, Przemek Kokot
tekst: Jaah
2016-09-14 16:20
To spotkanie miało być inne niż poprzednie - bardziej aktywne, do tego w pewnym sensie krajoznawcze. Tym razem szefostwo OFC zaproponowało spotkanie w górach- w okolicach Ustronia Polany. A oto jak przebiegało to spotkanie z mojej perspektywy ;)
Sobota: spotkaliśmy się o 8:15 "pod zegarem" w Katowicach, zebrało się parę osób: Jaah, Diabolique, Przemo, Ada, Smar, Magda, Piotrek, Jenny, Alegorn, Sedun, Jarek - reszta dołączyła na dalszych stacjach, a byli to Ania, Madzia, Dawid, dżemek, Angie, Sito, Jola, Karolina - oto i cała ekipa spotkaniowa w komplecie.
W okolicach godziny 9 wylądowaliśmy w Ustroniu Polanie, gdzie udaliśmy się na krótkie zakupy (prowiant na ognisko + woda na drogę) i wyruszyliśmy zielonym szlakiem na zaplanowaną trasę...okolice cudowne, górki piękne, aczkolwiek podejścia momentami wymagające ;) rozmowy na szlaku, miła atmosfera...
Do schroniska w Ustroniu Dobce dotarliśmy ok.15, zajęliśmy pokój, chwilę odpoczęliśmy i zaczęła się zabawa- II mecz piłkarski OFC, tym razem z udziałem drużyn w składach: Sedun, Dżemek, Jaah, Smar (jeden rezerwowy, zmiany co jakiś czas) oraz Przemo, Sito, Dawid. Mecz bardzo udany, wiele ciekawych zagrań, grad bramek :D wynik jest najmniej istotny. Po meczu zawodnicy poobijani, ale zadowoleni...później do wyboru- siatkówka(z latającym Przemem na czele), stolik w pobliskiej knajpie- gdzie można było napić się za niewielkie pieniądze zimnego piwa...
Słowem- każdy robił to, co lubi...
Dalej - wypad w las - w poszukiwaniu drewna na ognisko, sporo tego się udało znieść pod schronisko...Później znów każdy miał wybór- piłka nożna, siatkówka, badminton, tenis stołowy, knajpa.
Dżemek, Jaah i Przemo zagrali kolejny mecz, tym razem przeciwko ludziom spoza OFC...niestety w wyniku braku sił i chyba po części zlekceważenia rywala- przegraliśmy :) Następnie prysznic i zwołanie ludzi do ogniska, które już zapłonęło, dzięki pomocy sympatycznych ludzi z Kędzierzyna i Chełma.
Przy ognisku odbyły się konkursy, w których można było wygrać koszulki z logiem zespołu DŻEM...po czym każdy uczestnik zlotu i tak został obdarowany taką koszulką :) Wydarzeniem pierwszego dnia zlotu był pierwszy koncert zespołu dwóch panów P - Przema i Piotrka (o roboczej nazwie "16 lat bez instrumentu w ręku") Grali nam na gitarach (a czasem i harmonijce)i śpiewali (czekamy na płytę panowie:]) - chociaż nie każdy miał ochotę na wspólne śpiewanie, to Ci którzy chcieli mogli do w/w Panów dołączyć(np. Sito). Najwytrwalsi wrócili do pokoju około czwartej nad ranem, kiedy to miała miejsce Wielka Bitwa Na Poduszki - Alegorn Vs. Diabolique...walka ta nie została rozstrzygnięta - kiedyś pewnie dojdzie do dogrywki ;)
niedziela: Po paru godzinach snu pobudka, śniadanie...i niespodzianka - wielki garnek pełen kisielu... Każdy dostał go tyle ile zechciał...a resztę zjadł Przemo, zmobilizowany przez Jenny :) Po 10.00 założyliśmy plecaki (tudzież torbę) na plecy i wyruszyliśmy w stronę Czantorii... Po drodze postój w sklepie, celem uzupełnienia zapasów jedzenia i wody :) Po dotarciu do stacji wyciągu krzesełkowego na Czantorię okazało się że w grupie jest rozłam- część miała ochotę postać w kolejce i wjechać na szczyt, część marzyła o tym, by coś zjeść, napić się i przede wszystkim- posiedzieć i odpocząć. W związku z tym Jenny ogłosiła 1,5h czasu wolnego - każdy mógł robić to, co chciał.
Grupa "wjeżdżająca" bawiła się świetnie najpierw na wyciągu, następnie na letnim torze saneczkowym. Grupa "odpoczywająca" rozsiadła się wygodnie na podwórzu restauracji "U Zochy" i oddała się błogiemu nic-nie-robieniu :) Następnie krótkie leżenie w trawie, a dalej na stację PKP i pociąg do Czechowic- Dziedzic. Po drodze przerwa w Zabrzegu, później znów pociąg - i dotarliśmy do Czechowic, gdzie spotkaliśmy kilkunastoosobową grupę ludzi z Fan Clubu.
W hallu dworca zrobiono pamiątkowe zdjęcie w sprezentowanych koszulkach- i ruszyliśmy w stronę stadionu, gdzie wieczorem miał odbyć się koncert Dżemu. Na miejscu, po zostawieniu bagaży niedaleko sceny, przy sklepiku Dżemowym, każdy udał się w swoją stronę- można było spróbować zdrowej żywności (kotlet z chleba - o dziwo pyyyyycha), zmierzyć sobie poziom cukru, skorzystać z różnych atrakcji "odpustowych", pojeść waty cukrowej, obejrzeć wystąp Andrzeja Grabowskiego, ewentualnie skorzystać z masażu :D
Przed 19.30 cała ekipa zjawiła się przed sceną, choć nie staliśmy wszyscy razem ;) Koncert zaczął się z niewielkim stosunkowo opóźnieniem. Trwał około 1,5h, zebrani na stadionie ludzie mogli posłuchać większości znanych przebojów zespołu. Koncert ludziom się podobał, o czym najlepiej świadczyła żywiołowa reakcja publiki. Po koncercie pożegnanie części ekipy, która postanowiła pojechać wcześniejszym pociągiem, lub zabrać się do domów samochodami ze znajomymi. Najwytrwalsi zaś, ruszyli w stronę dworca PKP...Pociąg przyjechał o czasie, udało się zająć wspólnie miejsce w przedziale bagażowym- i w wesołych humorach pojechać do Katowic...Po drodze w Tychach wysiadły Jenny i Angie, reszta zaś dojechała spokojnie do Katowic...Tam szybko ustalono kto-z-kim-i-gdzie pojedzie, nastąpiły ostatnie pożegnania - i w drogę do domu...
Podsumowując - było to spotkanie inne niż zwykle, różniło się znacznie od poprzednich (wędrówka po górach, dużo sportu)...niezmienne pozostały- świetna organizacja spotkania- wszystko było zapięte na przysłowiowy ostatni guzik, kapitalna atmosfera i ludzie, którzy sprawiają, że chce się jeździć po Polsce, by móc ich spotkać choćby na parę godzin. Spotkanie w tej zmienionej 'nowej' formie było bardzo udane...i mam nadzieję, że w podobnych okolicznościach spotkamy się w ramach OFC również za rok.