Byłem wczoraj na tym Wieczorze progresywnego rocka w Teatrze Śląskim. Wprawdzie poza Porcupine Tree nie słucham namiętnie takiej muzyki (SBB też mi nie specjalnie podchodzi), ale jak daja bilet (i to w pierwszym rzędzie), to głupotą byłoby nie wziąć

No i nie żałuję. Miało być 5, było prawie 7 godzin (z przerwami) solidnego grania.
Jako pierwsi na scenę wyszli Brytyjczycy z LANDMARQ. Instrumentalnie zaprezentowali się bardzo korzystnie, natomiast wrażenie bardzo psuła ich wokalistka. Wprawdzie głos miała dość mocny, ale bardzo irytowała mnie jej barwa, sposób śpiewania i (szczególnie) zachowanie na scenie. Wiła się momentami, jak jakaś gwiazda tańca erotycznego, choć nie miała ku temy warunków

Za to gdy pani zostawiała na scenie panów samych,od razu robiło się lepiej. Momentami brzmieli wręcz "Dreamtheaterowo" !
Potem zagrał polski QUIDAM. Podobnie jak o poprzedniej kapeli, nie słyszałem o nich wcześniej. Ale po tym co usłyszałem i zobaczyłem wczoraj, na pewno zainteresuję się bliżej ich twórczością. Na tyle na ile znam się na progresywnym rocku, to najbliżej im chyba do Riverside, choć było też sporo odniesień do Porków (np. śpiewanie na głosy). Genialnie pasuje tam flet, który fantastycznie buduje klimat, a kiedy po wstępie na klawiszach flecista zaczął grać "No Quarter" Zeppelinów, to aż mnie ciarki przeszły. Naprawdę polecam Wam tę kapelę. Zajrzyjcie na ich stronę
http://www.quidam.pl/ . Jets tam rozpiska ich trwającej trasy koncertowej - grają w kilku większych miastach, m.in. w Łodzi, Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu i kilku innych. Na Śląsku zagrają jeszcze raz - 18.11 w Leśniczówce.
No i w końcu przyszedł czas na gwiazdę wieczoru, czyli SBB. Nie widziałem ich na żywo wcześniej i cieszę się, że nadrobiłem zaległości. Właściwie ten koncert miał dla mnie jakby 2 oblicza. Za dużo było dla mnie "kołysanek"

Ilekroć Skrzek siadał przy klawiszach, robiło się trochę sennie. Wystarczyło jednak, że chwycił za bas i od razu temperatura się podnosiła. W tych żywszych kawałkach Lakis pokazywał swe mistrzostwo, bo tak to raczej nie miał nic do grania. Najbardziej mi się podobał w jedynych dwóch kawałkach SBB, które rozpoznam, czyli w "Całkiem spokojnym zmęczeniu" i "Memento z banalnym tryptykiem". W tych dwóch utworach po prostu odpływał przy swoich solówkach. Bohaterem wieczoru był dla mnie jednak Paul Wertico. Nieraz już czytałem, że na koncertach po prostu miażdży swą grą. Byłem, widziałem i nie zgodzę się. "Miażdży" to za małe słowo na to, co pokazał wczoraj Amerykanin! Jego kilkuminutowa solówka sprawiła, że mój kuzyn, który gra na perkusji i podziwia perkusistów metalowych, siedział z podziwem na twarzy i niewiele zabrakło, a otwartby z wrażenia usta

Paul dał czadu raz jeszcze, tym razem z Lakisem, gdy na bis zagrali solo na 2 perkusje (!!!). Zespół bisował zresztą 3 razy, więc można chyba przyjąć, że dla fanów SBB koncert wypadł świetnie. Mi się podobało (miejscami nawet bardzo), ale fanem SBB chyba jednak nie zostanę. Raczej zachowam status quo - wielki szacunek dla zespołu i okazjonalne przesłuchanie płyt
