A czemuż by nie dyskutować? Temat bardzo wdzięczny w sumie, acz może z niekoniecznie szczęśliwie postawionym pytaniem pt. "kto jest lepszy?". Choć to może zamierzona "prowokacja" była

...
Choć Dżemowi gitarzyści mieli zwyczaj (nie wiem jak teraz, dawno mnie nie było na koncercie Ślązaków) dość częstego ucinania sobie instrumentalnych pogawędek, to chyba jednak nie po to, żeby się ścigać w sensie scricte sportowym. A zresztą, kto ich tam wie

...
W każdym razie analogia do "rywalizacji" Beno vs Zbyszek nie wydaje mi się trafiona (w końcu to jednak inne instrumenty), ale już analogia "maratończyk kontra sprinter" wydaje mi się bardziej na miejscu. Bo niby obaj biegacze, ale jakby zupełnie inaczej. Maratończykiem wydaje się być tutaj Jurek, głównie ze względu na jego czasem rzeczywiście dłuuugie sola, te charakterystyczne "pomnikowe" gitarowe opowieści ze swoją dramaturgią i budowaniem napięcia. "Krótkodystansowiec" Adam bardziej sprawdza się w istotnie krótszych gitarowych frazach - czy to umiejętnie dialogując w wokalistą ("Cegła", "Kiepska gra"), czy wymieniając się z Jerzym mniej rozbudowanymi solówkami. Ale to oczywiście spore uproszczenie, więc najlepiej analogiom sportowym i w ogóle sporcie w muzyce (kto zagra więcej nut na minutę?) powiedzieć stanowcze "eee tam"

.
To fakt, nie ma za dużo zespołów z tak demokratycznie rozpisanymi rolami pomiędzy dwojgiem "wioślarzy" (na pierwszy rzut ucha z polskich wykonawców przychodzi mi do głowy tylko Perfect i TSA, w pewnym stopniu), choć oczywiście nie ma tu żadnych parytetów. Tak się po prostu urządziło, a i z czasem ewoluowało, że aktualnie Dżem dysponuje, tak bym to sobie pozwolił określić, gitarzystą solowo-rytmicznym (Styczyński) i rytmiczno-solowym (Otręba). Choć to też spore uproszczenie, kiedy weźmiemy jeszcze pod uwagę fakt, iż panowie gitarzyści nie tylko wyśmienicie potrafią się "dogadać" pod względem solówkowym ("Prokurator i ja", "Wszystko wzięło w łeb"), ale i rytmicznym (świetnie rozpisane, a raczej rozegrane na role "Jeden zwyczajny dzień", czy "Naiwne pytania" z wersji koncertowych w pierwotnym klimacie reggae'owym). Nie mówiąc o wycieczkach w gitarowe dwugłosy...
No właśnie, ciekawostką, i to dość istotną dla zrozumienia gitarowych zawiłości w Dżemie, jest to, kto i jak układa gitarowe ścieżki. Jeśli weźmiemy pod lupę kompozycje Adama, to wiele z nich cechuje się, nazwijmy to, gitarową starannością i sprawiedliwym rozdziałem kompetencji, co właśnie wyraźnie zaznacza "rytmiczno-solową" rolę młodszego Otręby. W jego kompozycjach można znaleźć sporo gitarowych dwugłosów ("Koszmarna noc", "Uwierz Mirando", "Country Śnieć"), uzupełniające się partie rytmiczne gitar ("Wehikuł czasu", "Noc i rytm", "Gonić ciebie"), słowem, bardzo porządne "zagospodarowanie" sześciostrunnych instrumentów. Jerzy z kolei komponuje tak jak gra - czasem śpiewnie i melodyjnie ("Do kołyski", ale także "Uśmiech śmierci", "Lunatycy"), czasem ostro i dynamicznie ("Jak malowany ptak", "Ostatni ciężki rok"). Oczywiście to kolejne uproszczenie, bo panowie Dżemowcy zazwyczaj aranżują kolektywnie, niemniej pewne tendencje da się zauważyć, w zależności od głównego kompozytora danego utworu. Tak więc trochę widać ten podział - Adam bardziej "zintegrowany" z budową utworu, jak sam kiedyś powiedział: "kontrolujący całość" i Jerzy, szukający melodii lub "kopa", a nierzadko "kopa i melodii" jednocześnie. "Rockowy miód z rockowym chrzanem"...
Oczywiście nie jest to jakaś stała wartość, przez ładnych parę lat (30 czy jakoś tak

) wszytko to jakoś musiało się zmieniać i ewoluować. I to też jest ciekawe...
Bo początek to jakby negatyw współczesnej sytuacji w zespole - Adam bardziej z przodu i zorientowany na gitarowe sola, Jerzy (kiedy już się w końcu jakoś w Dżemie zadomowił) na pozycji "dogrywającego". Potem Adam pojechał zarabiać chałturząc a Jurek przejął gitarowe stery w zespole i pewnie dużo zawdzięcza tej Adamowej absencji... Chociaż ta Jurkowa progresja pewnie i tak, i tak miałaby miejsce (ten typ tak ma

), ale fakt faktem, że po Styczyńskim zdecydowanie bardziej było słychać, że nie stoi w miejscu. A to się przesiadł na pudło (także 12-strunowe), a to podpiął kaczkę, nie mówiąc o całej masie innych pudełek z efektem do hammonda włącznie... Adam przy Jerzym to raczej gitarowy konserwatysta, który już dawno odkrył co i jak chce grać, a jeśli się rozwijał, to raczej metodą "cyzelowania i dopieszczania" niż penetrowania nowych brzmień i sprzętu. Muszę niestety powiedzieć, że Dżemowa gitarowa ewolucja od pewnego czasu zmierza w kierunku, który niespecjalnie mi się podoba, zwłaszcza jak porównam ją z okresem, jak go nazwałem na własny użytek, "gibsonowo-ibanezowym". Czyli okres lat '80 i '90 - miałem wtedy niewątpliwą przyjemność dość często zaliczać Dżemowe "sztuki", te z RR również. To był cudny widok: Adam po lewej, jeszcze bez białych włosów i białego customa, za to z brodą i ze złotym les paulem, Jerzy (z włosami takimi samymi, aczkolwiek trochę więcej ich wtedy było...) z prawej, z "kultowym" już artistem w rękach. Obydwaj zaraz za wokalistami (najpierw RR, potem Jackiem), ale sporo przed sekcją i Pawłem. Ustawienie takie dało się również usłyszeć, nie tylko zobaczyć - Styczyński z Otrębą rzeczywiście instrumentalnie "rządzili" na scenie, uzupełniali się, gitarowo "dialogowali" nawet kilkakrotnie podczas jednego koncertu - w utworach i przerwach pomiędzy... Słychać to było na koncertach, słychać także na płytach. Tak mniej więcej do "Pod wiatr", którą osobiście uważam za "szczyt zgrania" Dżemowych wioślarzy. Potem był zimny prysznic w postaci "Być albo mieć", gdzie, poza paroma świetnymi jeszcze fragmentami ("Santanowskie" solo Adama w "Za plecami", dobre partie obydwu w "Geronimo" i "Na swoim brzegu") dominowała konwencja "piosenkowa" również w sposobie aranżowania ścieżek gitar (z wyjątkiem "Kruka głos" i "Geronimo"), czyli mechaniczne raczej odgrywanie akordów, byleby pasowały. Na "2004", jeśli pod tym względem było trochę lepiej, to głównie dzięki Styczyńskiemu, który jakby wziął na siebie "obowiązki" gitarzysty rytmicznego i solowego jednocześnie, podczas gdy Otręba dogrywał trochę z doskoku, może poza "Szeryfem", gdzie jak za starych dobrych lat obydwie gitary zagrały inne, ale znakomicie uzupełniające się ścieżki. I, jak pisałem wcześniej, zmieniło się trochę brzmienie, nie zawsze, moim zdaniem, na lepsze... Przez ładnych parę lat "sound" panów gitarzystów stał się dość charakterystyczny i łatwy do rozróżnienia - Jerzy to dźwięk głęboki (na "Absolutely Live" niemal "tubalny"), płynny i długo wybrzmiewający, gitara Adama - nieco jaśniejsza w barwie, z krótszym sustain'em, za to z charakterystycznym, niemal fenderowskim (choć w dawniejszych czasach Adaś rzadziej sięgał po swojego strata) wyraźnie słyszalnym atakiem na struny (dość charakterystyczny przykład to znakomita, choć moim zdaniem niedoceniana, "nerwowa" solówka Otręby w instrumentalnym "Karlusie"). Myślę, że najlepiej to o co mi chodzi zilustruje muzycznie "Cała w trawie", wersja z "Autsajdera" - "szklista", a jednocześnie melodyjna gitara Adama z delikatnym! (co bardzo ważne) przesterem i przestrzenna, niemal "lejąca się" partia Jurka. Wtedy, przy takiej "charakterystyce" brzmieli, moim zdaniem, najlepiej. Z czasem, co niestety podoba mi się coraz mniej, Adam zaczął grać trochę inaczej - jakby pozazdrościwszy Jerzemu tej długiej, "gumowej" frazy, dodał trochę przesteru, co rzeczywiście zapewniło dłuższe wybrzmiewanie, ale jednocześnie poprzez zredukowanie tego charakterystycznego mocnego ataku na strunę pozbawiło jego grę dynamiki, wręcz "spłaszczyło" ją, czyniąc niemal niesłyszalnym jeden z największych, in my opinion, atutów Adamowego podejścia do instrumentu - owego słynnego cyzelowania i dopieszczania każdego dźwięku. Cóż, co jest dobrym rozwiązaniem dla jednego (Jerzemu taki przester akurat pasuje jak najbardziej), nie musi być równie dobrym dla drugiego. Na "2004" brzmienie gitary Adama nie podoba mi się w ogóle (no, "W imię ojca" jeszcze się broni, mimo, że obydwaj trochę jednak przynudzają) - jest jakieś takie "zgryźliwe", zamiast słynnej "kryształowej czystości". Szkoda.
No i oprócz brzmienia zmienił się również "podział ról" na scenie - Adam "zintegował" się z bratem i w ten sposób lewa strona sceny stała się oazą solidności i stateczności, a prawa, dzięki Jerzemu i coraz bardziej Januszowi - biegunem spontanu i Dżemowego "szaleństwa". No cóż, Jurek jest młodszy i chyba jednak wolniej się starzeje... Za to ma zdecydowanie więcej do powiedzenia i zagrania. Mam jednak nadzieję, że Otrębie Młodszemu jeszcze daleko do zagrania ostatniego dźwięku, czego sobie i PT Forumowiczom życzę

...
Jakie to tam było pytanie? Kto jest "lepszy"? Kilkanaście lat temu po koncercie w Białej Podlaskiej Jurek powiedział mi, że jest 1:1... I niech tak pozostanie.
Pozdrawiam - Grimus.