Postautor: Rolus » wt lis 17, 2009 8:30 pm
Po pierwsze-to nic śmiesznego. Dla Filharmonii Pomorskiej krzesełko jest tylko symbolem. Problem jest znacznie głębszy i bardziej skomplikowany niż wydaje się to stojącemu obok plebejuszowi. Właściciele po ludzku i prostu boją się, że przyczłapiecie w tych swoich glanach i naniesiecie śmierdzącego gnoju, zostawiwszy po kilka kudłów na fotelach. A jeszcze w międzyczasie jeden beknie uniesiony podczas "Snu o Victorii", drugi spierdzi dając się ponieść radosnym nutom "Bluesa Alabamy", a trzeci rzygnie, bo mu było niedobrze. Naprawdę nie chcę nikogo obrażać, ale emocjonalny cichacz podczas słuchania Preludium E-moll Chopina opus 28 numer 4, w którym zaklęta jest przecież Polska, co broczy krwią z powstania, Mickiewicza roni łzy czyste i Norwida tragedyję wieści, jest bardziej na miejscu.
Po ostatnie-nikt nie powinien być smutny ani tym bardziej zaskoczony. Paprocany do I Festiwalu im. Ryśka Riedla też były wyposażone w krzesełka. Organizatorzy tego przedsięwzięcia byli jednak bardziej wyrozumiali i wybaczyli ludziom ów pawiani czyn. Miarka przebrała sie dopiero w 2008 roku, kiedy to przez epidemię glanów wyginęła cała populacja dżdżownic (lumbricus), a czarnych kłaków zaczęło być więcej od trawy. Dziś, jak wszyscy wiemy, eksmitowani fani Dżemu sieją zarazę w Chorzowie. Jeśli tak dalej pójdzie, będą zmuszeni zbudować własną planetę małp i na niej obchodzić wszelkie rocznice.